George Martin udzielił w marcu wywiadu dla magazynu „Time”. Wywiad ten ukazał się niedawno w numerze, którego okładkowym tematem była „Gra o tron”. W środku znaleźć możemy kilka interesujących informacji. Z punktu widzenia czytelnika, najciekawsze znalazło się na końcu. Martin zadeklarował, że skończy pisać sagę, uważa bowiem że jest to jego obowiązek wobec świata i wobec jego czytelników (I think I have that obligation to the world and my readers). Martin ma pomysły na kolejne książki i gdyby dożył 168 lat to miałby co pisać przez najbliższe stulecie, ale jednocześnie jest pewien, że nie porwałby się znów na stworzenie tak monumentalnego dzieła jak Pieśń Lodu i Ognia. Najprawdopodobniej wróciłby do pisania opowiadań, bo krótka forma jest czymś co lubi.
Metoda pracy Martina nie zmieniła się od lat, nadal ma zakreślone najważniejsze zwroty akcji, ale z wypowiedzi wynika, że nie trzyma się ściśle harmonogramu, pozwala bohaterom żyć własnym życiem, czego efektem jest m.in. zmienianie już raz napisanych fragmentów. Pracując nad kolejnymi tomami sagi Martin nie czuje się w najmniejszym stopniu związany fabułą serialu. Zanim powstał plan stworzenia serialu Martin już od kilkunastu lat pracował nad Pieśnią, zatem zdążył się przyzwyczaić do swoich bohaterów i ekranizacja nie wpłynęła na sposób w jaki postrzega wykreowane przez siebie postacie.
W wywiadzie Martin przywołał również epizod ze swego życia zawodowego, jakim była praca dla telewizji i pisanie telewizyjnych scenariuszy. Dochodziło do nieustannego konfliktu między wyobraźnią G.R.R. Martina a budżetem serialu, producenci regularnie prosili go o okrojenie wizji, gdyż niemożliwym finansowo było zrealizowanie zaplanowanych przez Martina wątków. Dlatego też, gdy porzucił pracę w telewizji i zajął się pisaniem Pieśni Lodu i Ognia postanowił, że nie będzie się ograniczał i wykorzystał w powieści wiele rekwizytów, ubarwiając nimi i tak zagmatwaną fabułę. Podejście to w pewnym stopniu „zemściło” się na nim samym, gdyż pierwsze propozycje zekranizowania ‚Gry o tron” wiązały się z okrojeniem sagi do historii Jona Snow lub Daenrys. Nie trzeba dodawać, że Martin załatwił odmownie te oferty, miał bowiem świadomość że do przeniesienia sagi na ekran potrzeba telewizji pokroju HBO czy Showime, gdyż dla telewizji publicznej wiele istotnych dla książki wątków mogłoby być trudnych do zrealizowania ze względu na zbyt dużą ilość przemocy, seksu i ogólną złożoność fabuły. Serial „Gra o tron” Martin ocenia bardzo wysoko, ale zdaje sobie sprawę z tego, że książka a pogram telewizyjny to dwa różne byty. On jako autor nie musi przejmować się ograniczeniami jakie obowiązują serial (np. co do ilości bohaterów) i ma w pełni wolną rękę w kreacji, nie musi martwić się budżetem, angażami aktorów czy załatwianiem miejscówek, w których ma się dziać akcja jego powieści.
Martin przyznał też, że z Dawidem i Danem od początku dobrze się dogadywał. „DeDeki” czuły klimat książek, a sam autor zaangażował się w prace nad serialem. Zdalnie brał udział w castingu, dyskutował listownie bądź telefonicznie na temat aktorów którzy na przesłuchaniach mu się spodobali (bądź wręcz przeciwnie). Przez pierwsze cztery sezony mieliśmy też jeden odcinek na sezon napisany przez Martina. Od sezonu piątego GRRM skupia się na pisaniu książki „która jak wiadomo jest spóźniona”. Jak wiemy, podzielił się z Weissem i Benioffem ogólnymi pomysłami na zakończenie sagi, chociaż z wywiadu wynika, że nawet w momencie wspomnianego spotkania Martin nie przypuszczał, że serial będzie w stanie dogonić książki. Tak się jednak stało, pozostaje zatem mieć nadzieję że te dwie drogi – książkowa i serialowa – mimo iż prowadzą różnymi ścieżkami to ostatecznie doprowadzą odbiorcę do tego samego celu.
Zarówno książka jak i serial zyskiwały z czasem na popularności. Pierwszy sezon „Gry o tron” był daleki od rekordów HBO i daleki od wyników jakie notuje obecnie. Podobnie rzecz się miała z książkami, „Starcie królów” na tydzień znalazło się na liście bestsellerów WSJ, ale już „Nawałnica mieczy” na liście bestsellerów pozostała o wiele dłużej. W wywiadzie pojawia się także wątek rozbieżności między książkami a serialem. Pierwszym większym punktem zapalnym była Catelyn Stark jako Lady Stoneheart. Benioff i Weiss mimo nalegań Martina nie zdecydowali się na wprowadzenie mściwej pani o kamiennym sercu do serialu. Martin w wywiadzie odwołuje się kilkakrotnie do Tolkiena, przyznając, że wdaje się w swoistą polemikę z ojcem fantasy. Przykładem na taki dialog jest właśnie postać Catelyn/Stoneheart. Poznając „Władcę pierścieni” już jako nastolatek Martin nie zgadzał się z zaproponowanym przez Tolkiena poprowadzeniem postaci Gandalfa. Mądry, niemal wszechmocny Gandalf ginie w kopalniach Morii. Martin, wówczas trzynastoletni, przez pół roku jakie dzieliło wydanie dwóch tomów „Władcy…” był przekonany, że Gandalf zginął, więc pojawienie się nowego, lepszego Gandalfa Białego było zaskoczeniem, z którym nie do końca się zgodził. Martin uważa, że jeśli bohater ginie i powraca z zaświatów to śmierć nie sprawi, że owa postać stanie się silniejsza. Traumatyczne przeżycie, jakim jest śmierć spowoduje, że postać taka może mieć w sobie mniej słodyczy niż za poprzedniego życia. Martin przywołuje również postać Berica Dondarriona, rycerza, który po każdym ożywieniu przez ognistego boga tracił część swej osobowości.
Popularność serialu przyczyniła się poniekąd do tego, że Martin, który zawsze słynął z cyzelowania swych utworów teraz przenosi swój perfekcjonizm na jeszcze wyższy poziom i pół żartem pół serio mówi o głosie w swojej głowie, który podpowiada: to musi być wielkie! to musi być wspaniałe! człowieku, piszesz jedną z największych opowieści wszechczasów! zastanów się, czy to zdanie na pewno jest świetne? czy ta decyzja jest właściwa?…
Najtrudniejsza do napisania scena? Fani znają odpowiedź na to pytanie – Krwawe Gody. Martin zasiadł do napisania tych rozdziałów praktycznie po zakończeniu pisania trzeciego tomu. Ostatecznie Martin uważa scenę Godów oraz następującej po nich eksterminacji wojsk Północy nie tylko za najtrudniejszą scenę z jaką przyszło mu się zmierzyć, ale i za jedną z najpotężniejszych scen, jakie kiedykolwiek napisał.
Cały wywiad można znaleźć tutaj.
źródło: TIME
(aw)