Okrągła 20 rocznica opublikowania pierwszego tomu Pieśni Lodu i Ognia stała się pretekstem do wznowienia „Gry o tron”. Jeśli dobrze liczę, jest to czwarte polskie wydanie tej książki, a zarazem pierwsze najbardziej zbliżone do czytelniczego ideału.
Kilka miesięcy temu fani dowiedzieli się o planowanym wydaniu specjalnym ‚Gry o tron”. Przypuszczam że nie byłam jedyną osobą, która podejrzewała wydawcę o ściśle finansową motywację. Wszak wszystko drożeje, a żyć trzeba oraz, parafrazując stare przysłowie, na wichrowozimowym bezrybiu i rak ryba. Byłam też szczerze ciekawa, w jaki sposób wydawca zamierza przekonać fanów, by ponownie zainwestowali w nowe wydanie „Gry o tron”, gdyż nie oszukujmy się, tom pierwszy sagi stoi na półkach większości wielbicieli, a i fani serialu jeśli mieli nabyć własny egzemplarz to już to uczynili.
Wydawca poszedł na całość. Dostaliśmy solidną książkę, w twardej oprawie, zszytą, nie klejoną (co ma znaczenie, jeśli zamierzamy wrócić do lektury więcej niż jeden raz). Gabarytowo pozycja ta jest zbliżona do anglojęzycznych wydań Pieśni Lodu i Ognia i polscy fani, którzy przed laty skusili się na oryginał „Tańca ze smokami” wiedzą o czym mowa. Może wydanie angielskie ukazało się na nieco lepszym papierze, ale w obu przypadkach mamy do czynienia z tysiącstronicową księgą, której fabuła większości z nas jest doskonale znana. Co zatem może być powodem, dla którego fani zdecydują się wydać kilkadziesiąt złotych, by kupić drugi egzemplarz już posiadanej książki? Uroda tego wydania. Pomijając wspomniane wyżej szycie i sztywną okładkę, otrzymujemy książkę której trudno cokolwiek zarzucić pod względem wizualnym. Wyróżniona graficznie pierwsza strona każdego rozdziału to miły dodatek, ale o wiele większe wrażenie robią ilustracje. Przyznaję, nie mam nic przeciwko wzbogaceniu powieści o tematyczne grafiki, wręcz odzywają się stare sentymenty. Lata temu, zanim na pomysł ilustrowania swych powieści wpadła Fabryka Słów, zbiór wiedźmińskich opowiadań Andrzeja Sapkowskiego zilustrowano pracami Bogusława Polcha, a w innych powieściach można było trafić na ilustracje m.in. Jarosława Musiała. I miało to swój urok. W „Grze o tron” znajdziemy kilkadziesiąt czarno-białych oraz kolorowych prac. Niektóre z nich są fanom znane, gdyż pojawiały się wcześniej w kalendarzach PLiO, w Świecie Lodu i Ognia oraz na tematycznych karciankach, wiele jednak powstało specjalnie z myślą o nowym wydaniu. Wśród nazwisk artystów, zaangażowanych w stworzenie prac mamy takie głośne w świecie Pieśni Lodu i Ognia nazwiska jak Michael Komarck, John Picacio, Ted Nasmith (który przed laty stworzył porywające wizje największych twierdz Westeros), Magali Villeneuve czy Marc Simonetti. Nie twierdzę, że wszystkie prace zamieszczone w książce uważam za znakomite, niezbyt mi odpowiada styl L. Pinfolda, ale to już kwestia indywidualnego gustu.
W „Grze o tron” nie mogło zabraknąć map, to wydanie różni od poprzednich fakt, iż zamieszczone na wyklejce mapy są kolorowe.
Ostatnim elementem, który pominięto w poprzednich wydaniach jest dodatek, zawierający spis członków największych rodów, ich domowników oraz zaprzysiężonych zbrojnych.
Czego w książce zabrakło? Nowego tłumaczenia. Z całą sympatią dla Pawła Kruka, pierwszy tom Pieśni Lodu i Ognia przetłumaczony został najsłabiej, nawet jeśli uwzględnić poprawki wprowadzone z czasem przez Michała Jakuszewskiego. Nowe wydanie w połączeniu z nowym, lepszym tłumaczeniem dałoby w sumie książkowy ideał. Ale i tak jest nieźle, a wręcz znakomicie. Takiego wydania „Gry o tron” mi brakowało i mam wielką nadzieję, że ta pięknie wydana książka stanowi zapowiedź wznowień w podobnej postaci pozostałych tomów sagi.
(aw)
Piękne zdjęcia ^^ Tylko tego z kotełem brakuje ;)
Przymierzam się do wersji angielskiej jak znajdę po promocji.
Mya, koteł był facebookowym bonusem :) Mam nadzieję że książka Ci się spodoba :)
Dziś przyszła :3 Coś niesamowitego!!! :D Naprawdę warto kupić!
cieszę się, że Ci się podoba :)
A czy coś wiadomo, czy następne tomy też zostaną wydane w ten sposób?
Na razie nic nie wiadomo, jak tylko pojawi się taka informacja na pewno się nią podzielimy :)
polski wydawca deklaruje, że jeśli kolejne tomy wydane zostaną w podobnej oprawie to i oni je wydadzą. Trzymajmy zatem kciuki za angielskiego wydawcę :)
Mialam dylemat – czytac czy nie czytac – gdyz na temat ksiazki slyszalam same bardzo dobre opinie, wiec zwyczajnie martwilam sie, ze sie zawiode. Przed sekunda przeczytalam ostatnie zdanie z „Gry o tron” i na mojej twarzy wciaz widnieje cielecy zachwyt, pomieszany z niedowierzaniem.
Dasz zdj jak wyglada grzbiet ksiazki?:)