GRRM: Wydaje mi się, że moi rówieśnicy przyzwyczaili się do długiego oczekiwania na kolejne tomy serii

gra o tron I wydanie

Podczas wizyty w Rosji pisarz udzielił kilku ciekawych wywiadów, jeden z nich dla największego rosyjskiego czasopisma poświęconego fantasy i sf – “Świat Fantastyki”. GRRM opowiada w nim o trybie pracy, przełączaniu się z jednego projektu na drugi, o tym jak jego metody twórcze drażnią fanów, magii, religii; o powieści, do której chciałby wrócić po skończeniu PLiO, o wpływie różnych nurtów fantastyki na jego własną twórczość, ulubionym pisarzu i stylu. Wywiad przedstawiony jest w formie skróconej, by uniknąć powtórzeń z wcześniej opublikowanymi wywiadami.

Często jest pan pytany o termin wydania “Wichrów Zimy”, ludzie wypominają i obrażają pana… Zdarza się, że patrząc na to wszystko, choć trochę, nienawidzi pan ich?

Nienawidzę? Nie, to zbyt mocne słowo. Ale oczywiście męczy mnie to stale powtarzane “Gdzie książka? Gdzie książka?” (…) Pracuję nad szóstym tomem, ale nie tylko nad nim. Z jakiegoś powodu drażni to ludzi – fakt, że pracuję nad innymi tekstami. Zawsze tak postępowałem, na samym początku kariery mogłem tworzyć jednocześnie trzy-cztery opowiadania. Pracując dla telewizji jednocześnie pisałem opowiadania do “Dzikich kart”, redagowałem teksty innych autorów do tej serii, niekiedy tworzyłem powieść – “The Skin Trade” [“Obrót skórą”, w Rosji przełożone jako “Sześć srebrnych kul” – przyp. tłum] pisałem podczas pracy nad scenariuszami “Strefy mroku” oraz “Pięknej i Bestii”. Zawsze pracowałem nad wieloma projektami i chociaż moje metody martwią część moich fanów, nie mogę nie przyznać, że ich niecierpliwość mnie rozstraja. (…) Wydaje mi się, że moi rówieśnicy przyzwyczaili się do długiego oczekiwania na kolejne tomy serii. Czwartą i piątą część “Demon Princess” Jacka Vance’a rozdziela 12 lat, w ciągu których on wydał wiele innych książek. Ludzie bardzo martwią się o szóstą część “Pieśni Lodu i Ognia”. Cokolwiek napiszę na blogu albo na twitterze – “Wychodzi nowa część <<Dzikich kart>>” odp: “Kiedy wyjdą <<Wichry zimy>>” – “Jadę na urlop na Hawaje” odp: “Kiedy wyjdą <<Wichry zimy>>” Obsesja jakaś…

Do jakiego stopnia fantasta powinien obmyślać fizykę, chemię, biologię swojego świata?

Nie ma na to instrukcji, każdy sam decyduje, gdzie leży granica. Punkt przesady kształtuje się intuicyjnie. Czasami lepiej nie zagłębiać się w szczegóły – kiedy opisujesz coś niejasno, zawsze masz rację, a kiedy wdajesz się w detale, ktoś na pewno powie, że i tu się mylisz, i tam. (…) Jestem przekonany, że gdzieś popełniłem błąd, chociaż przez cały czas starałem się albo wszystko jasno określić, albo zostawić zamierzoną niejasność. Nie wolno niszczyć iluzji prawdopodobieństwa. Chociaż oczywiście iluzja pozostaje iluzją. Weźmy smoki. (…) Tworząc moje smoki dokładnie je przemyślałem i podjąłem kilka decyzji, które nadają się bardziej dla sf niż dla fantasy. Moje smoki – dwunożne, druga para kończyn rozwinęła się u nich w skrzydła. Bardziej przypominają wiwerny, a nie smoki. Wszystkie najlepsze smoki to dwunogi – w “Hobbicie” czy w “Dragonslayer”, jednym z najlepszych filmów o smokach. Dwunogi smok wygląda poprawnie, a czteronożny głupio: ma u góry skrzydła i nie bardzo jest zrozumiałe, jak one są związane z ciałem – ma tam dodatkowe mięśnie? Skrzydła takiego smoka będą małe, tymczasem dwunożny posiada skrzydła z ogromną rozpiętością. Oprócz tego w naszym świecie – przynajmniej na planecie Ziemia – nie ma zwierząt z sześcioma kończynami, jeśli wykluczymy owady. U ptaków i latających myszy – dwa skrzydła i dwie nogi. U pterodaktyli – zwierząt, które są najbliżej smoków, jakie sobie wyobrażamy – też były dwa skrzydła i dwie tylne kończyny. Dlatego zdecydowałem się uczynić moje smoki takimi samymi – one wydają się bardziej realne. Potem zacząłem myśleć o ogniu. Jak uzasadnić zdolność zwierzęcia do wydychania ognia z głębi organizmu? Nie da się tego zrobić. Anne McCaffrey podjęła przyzwoitą próbę w cyklu o Pern. Zdecydowałem, że ogień trzeba przyjąć na wiarę. To smoki, one oddychają płomieniem. Jak to na nie wpływa? Od tego wziąłem punkt odniesienia. Pewne źródła opisujące smoki podają, że ich wnętrze jest obojętne, według mnie to bezsensowne. Moje smoki nie są zimne, odwrotnie. W ich wnętrzu stale pali się ogień – dym wychodzi z ich nozdrzy. Gdy przekują skórę smoka kopią lub strzałą, wyleje się wrząca krew. W tym aspekcie starałem się być realistą.

Kiedy opisuje pan nadprzyrodzone zdolności — zmartwychwstanie nieboszczyków, ingerencję w przeszłość i przyszłość, przeistoczenie w innego człowieka — nie wydaje się panu, że marnuje się intryga?

Jeśli spojrzymy na moje książki, to ja przede wszystkim nie ujawniam tajemnicy wszystkich tych procesów. Mi w zasadzie nie podobają się systemy magii. Na konwentach często pytają mnie, jak tworzyć systemy magiczne, a ja odpowiadam, że nie trzeba ich tworzyć. Tu nie Hogwart, żeby mentor uczył wskrzeszać ludzi – uczniowie otrzymywaliby piątki, trójki, dwójki w zależności od rezultatów zmartwychwstania. To tajna sztuka, nadprzyrodzona, niebezpieczna, mowa jest o siłach i bóstwach, z którymi lepiej się nie łączyć. Jeden z moich bohaterów mówi, że magia jest mieczem bez rękojeści, nie możesz chwycić go i nie skaleczyć się. Taką magię staram się opisywać. Oczywiście część magii używanej przez postaci to sztuczki. Melisandre ma magiczne siły, ale jej zioła i proszki, które wykorzystuje w odpowiednim momencie – to taka sama magia jak u iluzjonisty w cyrku. Stosowanie tego wszystkiego według systemu nie powiedzie się. A to znaczy, że intryga zostaje zachowana.

Czasami odkrywa pan ukryte znacznie sagi i okazuje się, że los Catelyn Stark jest polemiką z Tolkienem, który przywrócił z martwych Gandalfa, że siedemnaście religii Braavos nawiązuje do Rogera Zelaznego i Lovecrafta, że w pierwszym tomie zamaskowani są bohaterowie starych amerykańskich komedii…

(Uśmiech) To po prostu drobne osobiste przyjemności w tekście, nic więcej. Jest jeszcze coś oprócz tego, co wyliczyliście, ale takich rzeczy w sadze jest jednak niewiele. Boję się, że jakieś drobiazgi mogą zostać niezauważone. Powiem o naszym zakładzie z Patrickiem Saint-Denis ze strony Pat’s Fantasy Hotlist – nikt nie wiedziałby, jeśli Patryk by o nim nie opowiedział. Zakład dotyczył, jak wiecie, futbolu amerykańskiego. [ser Patrek z Królewskiej Góry został zabity przez olbrzyma Wun Wuna w “Tańcu ze Smokami”, a więcej o zakładzie można przeczytać tutaj – przyp. tłumacza].

Planuje pan po publikacji siódmego tomu wprowadzić poprawki do pierwszej części? [ponieważ w “Grze o Tron” są rozbieżności w opisie bohaterów i geografii świata w stosunku do pozostałych książek cyklu – przypis redakcji 7kingdoms.ru]

[forumowicze z 7kingdoms.ru wymieniają wiele niedoprecyzowanych kwestii, które pojawiają się w 1. tomie, gdy GRRM nie miał jeszcze dopracowanej koncepcji, np. błędy techniczne typu zielone oczy Renlyego, topienie złota w kociołku nad ogniem przez Drogo, spotkanie Cat i Lysy po narodzinach Roberta Arryna, Ned widzący Tommena po narodzinach, a nie widzący się w tym czasie z królem Robertem Baratheonem itp. – przyp. tłumacza]

Nie, niech wszystko zostanie tak jak jest, ja w tym czasie będę pisał coś innego.

Jeśli Sherlock Holmes przeczytałby pierwsze pięć tomów pańskiej sagi, byłby w stanie przewidzieć zakończenie?

Nie jestem pewien. Ale kiedy dopiszę szóstą część i ujawnię w niej pewne sekrety – wtedy, być może.

W wywiadach mówi pan czasami o pisarzach, którzy mogą wpływać na czytelników. Na pewno rozumie pan, jak wielki wpływ posiada. Pańskie kolejne książki przeczytają miliony. Czy odczuwa pan pokusę zawarcia w tekście jakiegoś ważnego przesłania?

Wiecie, myślę, że każdy literacki utwór godny przeczytania, zawsze mówi o czymś czytelnikowi. Mi okropnie nie podoba się słowo “przesłanie” [albo wiadomość, ang. message – przyp. tłumacza]. Jestem przekonany, że jeśli w książce widoczna jest wiadomość, to książka jest nieudana. Tekst pracuje, kiedy przyswajacie system wartości autora albo związany z nim Zeitgeist [duch czasu. — przyp . “Świat Fantastyki”], przy czym na podświadomym poziomie. Nie chcę wbijać wam do głowy alegorii politycznych, społecznych przesłań… Wolałbym, żeby czytelnicy rozumieli, że myślę o tych albo innych kwestiach, co wynika ogólnie z moich książek.

Proszę poprawić mnie, jeśli mylę się, ale na pana przecież nie wpłynęła ani “nowa fala” fantastyki, ani cyberpunk. Dlaczego?

W 1981 roku napisałem artykuł o Labor Day Group. Wtedy fantasta i krytyk Tom Dish napadł na grupę pisarzy mojego pokolenia, ochrzciwszy nas Labor Day Group (Dish umieścił w niej oprócz Martina m.in. Orson Scotta Carda). Napisałem Dishowi odpowiedź, w której opowiedziałem o tym, co odróżnia pisarzy mojego pokolenia, którzy zaczynali w latach 70. Myślę, że reprezentujemy syntezę “starej fali” i “nowej fali”. Poszczególne aspekty “nowej fali” wpłynęły na mnie – w szczególności niszczenie tabu. Jak zauważyliście, w moich tekstach jest seks, którego nie było w “starej fali” – i który tak polubiła “nowa fala”. Właśnie dzięki niej w fantastyce pojawiły się biusty. W dużej mierze nie podobają mi się eksperymenty stylistyczne “nowej fali”. Dobrze, że ci autorzy eksperymentowali ze stylem, ale i w literaturze, i w laboratorium eksperymenty często i masowo okazują się nieudane. “Nowa fala” próbowała stworzyć coś nowego, ale nie była w stanie tego zrobić. Kiedy nadszedł cyberpunk, byłem zaawansowanym pisarzem-fantastą. Wśród cyberpunkowców byli dwaj wspaniali pisarze, ale koniec końców obawiam się, że to był ślepy zaułek i cyberpunk zaszkodził fantastyce. Zniszczył to, co wydawca Donald Wollheim nazywał “konsensusową przyszłością”. Oczywiście, ona była stara i oklepana: polecimy na Księżyc, Marsa i na Wenus, skolonizujemy je, dolecimy do gwiazd… Być może ta przyszłość wydawała się nierealna już w czasach kiedy nastał cyberpunk, a dzisiaj oddala się od nas jeszcze bardziej, ale… cyberpunk zastąpił ją absolutnie nihilistyczną dystopią bliskiej przyszłości – ze zniszczoną ekologią i przeludnioną Ziemią pod kontrolą tyrańskich korporacji. (…) Odwiedzać taką przyszłość jest nieprzyjemnie. Nie chcę czytać książki, w której za dwadzieścia lat nasz świat – zwarte łajno. Czytam sf i fantasy dla odczucia cudu, dla podróży w nieznane. Chcę widzieć cuda, a nie brud i śmieci.

Bardzo często wspomina pan w wywiadach trzech pisarzy: Rogera Zelaznego, Jacka Vance’a i Gene Wolfe. Jaki wpływ mieli na pana? Jak rozumiem, za najlepszą książkę Zelaznego uznaje pan “Pana Światła”?

Przyjaźniliśmy się z Rogerem, a zarazem był on dla mnie mentorem. “Pan Światła” to jedna z najlepszych fantastycznych powieści wszechczasów. Zelazny eksperymentował ze stylem, ale jego eksperymenty były udane. Był poetą, lubił nowości, tworzył po prostu wspaniałe historie, do których stale wracam…

Jak wiadomo, początkowo Zelazny chciał napisać “Kroniki Amberu” w ten sposób, że na początku każdej kolejnej książki katastrofa samochodowa, w którą trafia Corwin, była oglądana z innej perspektywy. Mi to przypomina “długi cień Neda Starka”, padający na wszystkie części Pieśni Lodu i Ognia…

Roger czasami opowiadał, iż pierwotnie w “Kronikach” było dziewięć części i każda z nich miała być historią opowiedzianą przez kolejnego księcia. (…) Ostateczny kształt “Kronik Amberu” był inny, ale idea była tak dobra, że Roger od czasu do czasu do niej wracał. Zresztą, on czasem tworzył coś dziwnego. Mówią, że epizod z początku drugiego rozdziału “Pana Światła” napisał z powodu gry słów: “The fit hit the Shan” – to jest chyba najbardziej koszmarna gra słów w zachodniej literaturze. [Dosłownie “Atak dogonił Szana” – mowa o bohaterze, który trafia w ciało epileptyka. Tak naprawdę to przeróbka wyrażenia “shit hit the fan”. — przyp. “Świat Fantastyki”] A jednak to wielka książka!

Jack Vance, jak mniemam, wpłynął przede wszystkim na “Tufa Wędrowca”?

W pierwszym opowiadaniu o Tufie świadomie próbowałem imitować styl Vance’a, oprócz tego napisałem historię “Noc w gospodzie nad stawem” do antologii w hołdzie Jackowi – “Pieśni umierającej Ziemi”. Przy tym wszystkim, jak bardzo lubię Vance’a, zrozumiałem, iż nie można go naśladować. Nikt nie może pisać jak Vance oprócz samego Vance’a. Pieśń Lodu i Ognia – to przeciwstawność Vance’a: jego proza jest wynalazcza, filigranowa, poetycka, a moje książki są okrutne i realistyczne.

A znowuż Gene Wolfe to zdumiewający pisarz. Kiedy w latach 70. mieszkałem w Chicago, miałem szczęście być razem z Gene w pisarskiej grupie Miasta Wiatrów. Prawie wszyscy byliśmy bardzo młodzi – oprócz Wolfe i Algisa Budrysa. Gene jak raz tworzył wtedy pierwszą powieść z cyklu Book of The New Sun i czytał nam rozdział za rozdziałem. Widzieliśmy, jak rozwija się wymyślony wszechświat. Gene był świetnym nauczycielem, niezmiennie dobrym, krytykował zawsze, gdy była ku temu przyczyna.

Droga Krzyża i Smoka” – opowiadanie o religii i o tym, czy każda religia może być pomysłem. Tak na pana wpłynęło to, że wychowywał się pan w katolickich tradycjach?

Zrozumcie… czasami może wydawać się, że jestem cynikiem, ale tak naprawdę jestem sceptykiem. Religia – to coś nierealnego. Wymyśliłem trochę religii tworząc Pieśń Lodu i Ognia i one są równie dobre jak religie istniejące w naszym świecie. Tak, religia często pomaga ludziom w trudnych momentach ich życia. Tak, w średniowieczu chrześcijańskie kościoły pozostawały repozytorium wiedzy. Ale były przecież i wyprawy krzyżowe, i hiszpańska inkwizycja, i wojny religijne, i rzeź Hugenotów – słynna noc świętego Bartłomieja… W Anglii najpierw protestanci wycinali katolików, potem katolicy protestantów, w wyniku czego w Irlandii Północnej konfrontacja religijna trwa po dziś dzień. W imię czego? (…) W imię religii zdarzyło się zbyt wiele aktów gwałtu. Zawsze dążę do logiki, opowiadałem już o swoim podejściu do smoków. Ale z człowiekiem religijnym nie posprzeczasz się, jego argument jest prosty: “Bóg kazał, powinniśmy się podporządkować”. Mnie wychowano jako katolika, kiedy chodziłem do szkoły, wszyscy mówili o reformach papieża Jana XXIII. Teraz myślę, że on był świetnym papieżem – kościół trzeba było reformować dawno temu. Jedna z jego reform dotyczyła grzechów. W katolicyzmie, jak na pewno wiecie, są grzechy śmiertelne i grzechy wybaczalne. Z wybaczalnym grzechem po śmierci trafisz na pewien czas do czyśćca, odbywasz karę i dusza przenosi się do raju. Umierasz z grzechem śmiertelnym – idziesz bezpośrednio do piekła. Jak w “Monopolu” – “Natychmiast udajecie się do więzienia i nie otrzymujecie 200$”. Do piekła – na zawsze! Tak więc, jednym z grzechów śmiertelnych było jedzenie mięsa w piątek. Reformy za czasów Jana XXIII zmieniły ten grzech na wybaczalny. U mnie w rodzinie w piątki zawsze jadano rybę, a ja nienawidzę ryby. I tu nagle nastał piątek, kiedy zjedliśmy hamburgery. Powiedziałem sobie: no zrozumiałe – Pan Bóg zmienił swoją decyzję. Wszystkich ludzi, którzy jedli hamburgery w zeszły piątek, On wyśle do piekła, żeby tam cierpieli i krzyczeli do skończenia czasów. Ale tym, którzy zjedli hamburgery w ten piątek, piekło nie straszne. (śmiech) Miałem wtedy kilka lat, ale nawet wówczas to było zbyt wiele.

Często pan wraca do lektury “Wielkiego Gatsby”. Dlaczego?

Ponieważ jestem romantykiem, a “Wielki Gatsby” to wykwintna książka o romantycznej miłości. Jeśli rozmawiamy o jakości prozy, o stylu… każdy ma swój wybór preferencji pisarskich – to kwestia gustu. Jedni lubią poziomki, inni czekoladę. Nie wolno ich porównywać. Jest trzech wielkich amerykańskich pisarzy tworzących w latach 20. i 30. XX wieku: Francis Scott Fitzgerald, William Faulkner, Ernest Hemingway. Ostatni z nich jest dla mnie zbyt oszczędny, jego słynna struktura SVO – oto jego styl, ale ja nie słyszę w nim śpiewu. Faulkner, z drugiej strony, jest dla mnie zbyt kwiecisty. Fitzgerald – idealna poetyka, wypośrodkowany pomiędzy Faulknerem i Hemingwayem. Ze wszystkich jego powieści “Wielki Gatsby” jest najkrótszy i najbardziej kompaktowy, ale nie ma w nim ani jednego zbędnego słowa, jego postaci są niezapomniane, zwłaszcza sam Gatsby, absolutny romantyczny bohater, który próbuje zyskać nową twarz i utraconą miłość. Finał jest na tyle piękny, że wstrzymuje u mnie oddech: “Tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość.” [“So we beat on, boats against the current, borne back ceaselessly into the past.” – przyp. tłum.]

Niejednokrotnie mówił pan o tym, że w momencie, w którym przyszła panu do głowy idea PLiO, tworzył pan powieść sf “Avalon”. Planuje pan do niej wrócić?

Stworzyłem tylko 30. stron tej książki, kiedy zdecydowałem się ją odłożyć, a to nie było trzydzieści stron, o których marzyłem całą noc. Jeśli będę wracał do nieukończonej powieści, to do “Black and White and Red All Over”, rękopisu o Kubie Rozpruwaczu i latach 90. XIX w. Odłożyłem go, napisawszy 200 stron, on zawiera interesujących bohaterów i zdarzenia. Niewykluczone, oczywiście, że zajmę się czymś jeszcze. [Dosłowne tłumaczenie nazwy “Czarne, białe, z góry wszystko czerwone” to tradycyjna zagadka, na którą odpowiedź brzmi: “gazeta” – red all over brzmi tak samo jak read all over. – przyp. “Świat Fantastyki”].

Jak wiadomo, w trakcie tworzenia Pieśni Lodu i Ognia, stał się pan perfekcjonistą. To zrozumiałe – nigdy nie pisał pan tylko dla pieniędzy. Stąd najbardziej interesujące pytanie: czuje pan, że rozwija się jako pisarz?

Myślę, że tak. Ale nie mi o tym decydować – zdecydują potomni. Każdy pisarz odczuwa, że pisze lepiej i lepiej. Czasami to uczucie zwodzi twórcę. Spójrzcie na Roberta Heinleina, najbardziej jaskrawy przykład. Umierając Heinlen był przekonany, że najlepszymi jego dziełami są “Kot, który przenika przez ściany”, “To Sail Beyond the Sunsey”, “The Number of the Beast” – i on się mylił. Jego wcześniejsze książki to świetna sf. “Żołnierze kosmosu”, “Luna to surowa pani”, “Have Space Suit – Will Travel”…

 

Z Georgem Martinem w sierpniu 2017 r. rozmawiał Mikołaj Karajew, wywiad opublikowano w: “Świat Fantastyki” nr 170 (październik 2017).
wybór: https://7kingdoms.ru/2017/mf-grrm-writing-and-mentor/
całość: https://www.mirf.ru/book/george-martin-contact-2017

tłum. Mya Stone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>