Kilka tygodni temu pojawił się na naszym rynku Starter Pieśń Lodu i Ognia Gra o tron RPG czyli wprowadzenie do świata gier fabularnych utrzymanego w klimacie powieści Martina. Sam starter to 32 stronicowa broszura, wydana na kredowym papierze, w kolorze i zawierająca podstawowe informacje, jakich potrzebuje gracz pragnący zanurzyć się w świecie wymyślonym przez naszego ulubionego autora. Czytelnik, który śledził losy bohaterów w kolejnych tomach cyklu i czytając zadawał sobie pytanie „jak ten idiota mógł w tak beznadziejny sposób postąpić” ma teraz okazję do sprawdzenia, jak on sam poradziłby sobie w brutalnym świecie Westeros.
Czytelnik nie wie wszystkiego, to oczywiste, kolejne rozdziały powieści odsłaniają przed nim coraz to nowe kulisy spektaklu pod tytułem gra o tron. Ale gracz wie jeszcze mniej niż Jon Snow. Nie może polegać na swej wiedzy, wyniesionej z lektury książek, wręcz powinien o niej jak najszybciej zapomnieć. Grając przedstawicielami pomniejszych westeroskich rodów jest się zdanym na siebie, na swój spryt i wyobraźnię. Czy wymyślony przez Ciebie bohater odniesie sukces? czy stanie się postacią, z którą należy się liczyć w Królewskiej Przystani? czy też skończysz na gościńcu, bez broni, bez sakiewki, z dala od miasta, a jedynym dźwiękiem jaki Ci towarzyszy jest wycie wilczej watahy… coraz bliżej i bliżej Ciebie…
Trzeba przyznać ekipie Fajnych RPG, że trafili idealnie z produktem. Piąty sezon serialu przyniósł więcej pytań niż odpowiedzi, a ponad cztery lata, jakie upłynęły od premiery „Tańca ze smokami” bynajmniej nie sprawiły, że apetyt fanów został przytępiony. Wielbiciele prozy Martina tęsknie wypatrują najdrobniejszych informacji z ich ulubionego świata. Po za tym za oknem mamy jesień, a jesień i zima to dwie najlepsze pory roku na granie w gry fabularne. Prawdopodobnie większość osób oglądających serial i czytających PLiO nie miała dotychczas do czynienia z grami fabularnymi. Starter to doskonały sposób na to by się przekonać, czy ta rozrywka nam odpowiada. Broszurka kosztuje wyraźnie mniej niż pełnoprawny podręcznik, a gwarantuje wprowadzenie do świata, oferując jednocześnie przykładową przygodę.
Jeśli chcielibyście sprawdzić swych sił w świecie wykreowanym przez Martina to dzięki wydawnictwu Fajne RPG mamy dla Was kilka egzemplarzy Startera GoT RPG do wygrania.
Konkurs jest bardzo prosty, napiszcie w kilku zdaniach, jaką postacią chcielibyście zagrać, jakie były jej dotychczasowe dzieje. Można zgłosić więcej niż jedną postać, ale jedna osoba może wygrać tylko jedną nagrodę. Zgłoszeń prosimy dokonywać wpisując swoją propozycję w komentarzu poniżej (pamiętajcie, by podać działający adres e-mail, bo będziemy się z Wami kontaktować w razie zwycięstwa). Konkurs startuje od tej chwili i trwa do 1 listopada do północy. Powodzenia!
Serwis piesnloduiognia.pl jest patronem medialnym Pieśni Lodu i Ognia: Gra o Tron RPG
Asia Witek
Mam dwadzieścia kilka lat, niestety nie wiem dokładnie ile ani kiedy się urodziłam. Matka zawsze mówiła, że jestem bękarcią córką lorda, ale nie chciała nigdy powiedzieć, kim mógł być mój ojciec. Wiem tylko, że służył rodowi Tyrell. Ostatnie lata przepracowałam w gospodzie Pod Brzoskwinią, ale znudziło mi się usługiwanie mężczyznom, a po za tym jeden z moich znajomych rycerzy powiedział, że zabierze mnie ze sobą do Wysogrodu. Uciekłam razem z nim z gospody, ale pewnego poranka obudziłam się sama. Mój przyjaciel zniknął. Wędruję sama królewskim traktem i mam nadzieję dotrzeć do Królewskiej Przystani.
Mam jasne włosy i jestem dość ładna. Mam na imię Ingrid.
Annika Snow, lat dziewiętnaście. Jak same nazwisko mówi, jakiś bękart z północy, nikt nie wie jaki.
Ale to nieistotne. Istotne jest to, ze dostała się na południe z karawana, tą która wozi skazańców na Mur, tylko w drugą stronę, do Królewskiej Przystani.
Zatrudniona w burdelu Littlefingera, wśród klientów znana z wyjątkowej zywiolowosci i uroku osobistego (po prostu jakieś plus ileś do Charyzmy)
Dyskretna i taktowna, dorobił się dobytku w postaci wielu sekretów Westeros. Jest jak prawy jedwabny, wyszywany pantofel Varysa-śliczny, drogi, będący w stanie wszędzie się dostać i… no cóż… Varysa.
A i jeszcze jedno. Jej nazwiska nikt nie zna. Zawsze przedstawia się jako Skowronek. Mała, zwinna i swiergocaca o poranku
Urodziłem się… Sam nie wiem kiedy. Wszyscy zawsze mi mówili że wyglądam na około 20 lat. Czy to prawda? Nie wiem. Moje dzieje nie są szczęśliwe, ale kogo są? Wychowałem się za murem. Tak tym murem. Z tamtego okresu pamiętam… zimno, zimno sięgające kości, zimno które odbierało mi zdolność myślenia, sprowadzając mnie do roli zwierzęcia próbującego przeżyć. Ktoś mi kiedyś powiedział że pierwsze co się rzuca w oczy ludzi patrzących na mnie to blizny. Mam dużo blizn. Większość sam sobie zadałem. Niektórzy jak się o tym dowiadują patrzą na mnie ze wstrętem. Ale blizny są dla mnie ważne. Pokazują kim jestem. Kim jestem? Różnie mnie nazywali. Ale najbardziej lubię przydomek „Czerwony Kapitan”. Pewnie myślicie że to dlatego że lubię się ciąć. Prawda jest taka że z każdą kolejną kroplą krwi która wypływa z mojego ciała, moja odporność, mój „naturalny pancerz” stają się zbroją, zbroją będącą w stanie zatrzymać praktycznie wszystko. A teraz? Teraz czas na mój ostateczny test. Matko smoków, nadchodzę.
Nazywają mnie Gan mam 19 lat i wyglądam jak drzewo, jestem wysoki i dość chudy ale nie daj się zwieść potrafię być naprawę zabójczy ponieważ jestem Wargiem a mój Wilkor nie odstępuje mnie na krok. Pochodzę z Kharholdu gdzie mieszkałem w sierocińcu. W wieku 7 lat zastałem wysłany na Mur za moje kradzieże i podpalenia. Po pierwszym roku treningów zostałem wysłany za Mur ponieważ brakowało nam ludzi. Natknęliśmy się tam na grupę dzikich którzy wyrznęli cały mój oddział sam ledwie uszłem z życiem.Po ucieczce w las zdałem sobie sprawę że się zgubiłem. Rozpocząłem walkę o przeżycie zbudowałem schronienie opanowałem posługiwanie się łukiem prawie do perfekcji. Podczas jednego z polowań znalazłem małego wilkora najprawdopodobniej odrzuconego przez matkę wiec go przygarnąłem. Po prawie 5 latach odnalazłem drogie do muru lecz nikt mnie nie rozpoznał i zabronili mi wejść wiec przyrzekłem sobie ze będę bronił muru za murem. I tak po dzień dzisiejszy dzierżąc łuk zabijam każdego dzikiego który próbuje przedostać się za mur.
Nazywam się Thorrun „Rozłupywacz Czaszek”, „Grzmotojebacz Nieustępliwy”, „Pała Terroru” i jeszcze wiele innych nazw jakich mnie moja mama nazywała. Pochodzę z Zhufbar. Dlaczego w wieku 20 lat postanowiłem wstąpić na drogę zabójcy trolli? Mówicie, że jesteście ciekawi? Dobrze więc, posłuchajcie mojej urzekającej historii, która ściśnie wasze serca ze smutku i żalu ponieważ jest to historia pełna bólu i cierpienia. Pochodzę z rodziny kowali, gdzie wykuwamy jedne z najlepszych oręży w Górach Krańca Świata. Ta wiedza była przekazywana z pokolenia na pokolenia, mnie uczył jej mój ojciec, mojego ojca jego ojciec, a ojca mojego ojca jego ojciec itd. Ponieważ mam trzech dużo starszych braci Mollalok „Włochaty” w wieku 120 lat, Valadrin „Mokry Sen” lat 113 i Faki „Lubiący Inaczej” lat 98, od zawsze byłem raczej problemem, który nie pozwalał skupić się nikomu na swojej pracy. Bracia zaprawieni w ogniu pieców wykuwali coraz to leprze oręża śmierci gdy ja waliłem kupy i wydłubywałem gile z nosa. Zamiast być pupilkiem moich starych rodziców, mojej matki Gulaguly i ojca Unnina, czułem się jakbym był ich przekleństwem. Powód był prosty, jako jedyny urodziłem się o włosach koloru czerwonego z fioletowymi oczętami (takie same jakie miał nasz sąsiad), a nie jak cała moja rodzina, o włosach kruczoczarnych i piwnych oczach. Kiedy pierwsze włosy wyrosły mi z brody, klaty i tam niżej, bracia a nie ojciec zaczęli mnie szkolić w krasnoludzkim fachu jakim było kowalstwo. Ale uczyli mnie raczej z obowiązku niż braterskiej miłości. Jedyne co mnie w rodzinnych stronach dobrego spotkało to mój bardzo miły sąsiad Thorarin. Lubiłem się do niego wymykać i słuchać długich opowieści pełnych przygód, niebezpieczeństw, chwalebnych bitew, o pięknych krasnoludzicach, honorowych bijatykach oraz walkach z silniejszymi od siebie. Nauczył mnie walki orężem, które sam wykuwałem. Nabrałem u niego siły i krzepy a Thorarin rozpalił w moim sercu żar, który mogła ugasić tylko wyprawa. Pewnego dnia, gdy skończyłem 20 lat, mój jedyny przyjaciel oznajmił, że wyrusza na prośbę swojego przyjaciela, na wojnę z chaosem, który zaczął pustoszyć kislewskie ziemie. Chciał abym wyruszył z nim. Niestety jakimś cudem o wszystkim dowiedział się o tym mój ojciec. Wpadł we wściekłość, pokłócił się z moją matką po czym wyszedł z moimi braćmi do oberży, gdzie schlali się do upadłego. Gdy nastała noc a ja z planem ucieczki z rodzinnego domu nie mogłem zmrużyć oczu, nagle usłyszałem huk otwieranych drzwi gdzie wparował mój ojciec z braćmi do mojej izby.
– Honor!? – rzucił – Ja ci pokaże gdzie jest twój honor. Powiedział po czym rzucili się na mnie a moi bracia, położyli mnie na brzuchu, zdjęli spodnie a mój ojciec… to było straszne. Sapanie i ślinienie się nad moim karkiem oraz śmiech moich braci. Wyrywałem się, lecz gdy trójka braci mnie trzymała nie miałem z nimi szans. Gdy już myślałem, że to się skończyło, okazało się, że to dopiero początek. Po moim ojcu podchodzili kolejno moi bracia. Płakałem. Łzy niczym górski potok spływał po moich policzkach i chyba krzyczałem. Gdy skończyli wyszli i zostawili mnie samego. Następnego dnia miałem się spotkać z Thorarinem i iść na północ. On czekał na mnie jakiś czas po czym sam wyruszył. Dalsze czekanie byłoby daremne ponieważ ja już byłem bardzo daleko od domu i zmierzałem na północ… sam. Mając w plecaku jako jedyne pamiątki z domu, osiem krasnoludzkich jąder w słoiku.
Historia mojego rodu sięga odległych czasów. Wszystko zaczęło się jeszcze zanim Aegon przypłynął do Królewskiej Przystani. Otóż pewnej ponurej nocy w kopalniach Casterly Rock, górnicy przebili się przez jedną ze ścian. Ich oczom ukazał się przeogromny, złoty smok. Rozpoczęły się długie, krwawe walki. Po wielu dniach udało się w końcu zabić bestię. Jednak zostało po niej coś niesamowitego. Ogromne, złote jajo. Uznano, że stanowi zbyt wielkie zagrożenie, aby pozostawić je na tym świecie. Postanowiono więc je zniszczyć. Jednak bezskutecznie. Pewnej nocy, jeden ze strażników jaja, przegrawszy w kości, z wściekłością uderzył w nie swoim młotem bojowym. Legendy mówią, że jajo pękło, a cała zawarta w nim magia weszła do broni. Strażnik w nagrodę dostał tytuł i ogromne bogactwa. Nazywał się Gwantegar Herzbringer. Minęło wiele lat. Jego ród podupadał, aż w końcu został skazany na śmierć za zdradę. Tylko jeden Herzbringer przeżył. Młody wojownik o imieniu Magnotar. Załamany, błąkał się od wioski do wioski, pragnąc ugasić swój żal w trunku. Pewnego wieczoru w stanie upojenia alkoholowego doznał wizji. Ujrzał swego prapradziadka, Gwantegara, który powiedział mu, że tylko zabijając smoka przywróci chwałę i cześć swemu rodu. Magnotar uczepił się tego pomysłu. Jest osobą młodą, upartą, ambitną, zmierzającą do swego celu, jednak przy tym wrażliwą i bardzo dobrą osobą. Strasznie się wstydzi rozmawiać z kobietami, nieustannie się przy tym jąka. ^_^
Postać którą chciałbym zagrać to Jason Crakehall,
Jest to 19 letni młodzieniec, którego twarz obok zarostu pokrywa głęboka blizna biegnąca od lewego ucha aż do brody. Oszpecona część przykryta jest zazwyczaj długimi blond włosami, przesłaniającymi oczy koloru niebieskiego. Postawny i dobrze umięśniony chłopak zręcznie posługuje się swym dwuręcznym mieczem. Jako syn chorążego Lannisterów, wyruszył wraz z armią króla Joffrey’a Baratheona stłumić powstanie na północy. Podczas jednej z bitew, kiedy to Młody Wilk Północy rozgromił wojska dowodzone przez Lannisterów, został ciężko ranny i stracił przytomność. Obudził się dopiero po kilku dniach, w chłopskiej chacie. Opiekowała się nim urocza dziewoja, imieniem Evelyn, która uratowała go przed niechybną śmiercią. Niestety kilka tygodni później, podczas gdy Jason brał kąpiel w pobliskiej rzece, grupa zbrojnych splądrowała wioskę. Większość mieszkańców zabito, część kobiet zgwałcono i powieszono, a dzieci zabrano. Nie wiedział czy to ludzie Lannisterów najechali wioskę poddanych Króla Północy, czy może sam Młody Wilk wziął odwet za pomoc żołnierzom Lannisterów. Jednego był pewien, nie spocznie dopóki nie odpłaci się oprawcom Evelyn za jej śmierć. Tego dnia poprzysiągł, że bez względu na przeciwności dopadnie odpowiedzialnych za tą zbrodnię, a na znak tego swój oręż nazwał Łowcą. Porzuciwszy swoje nazwisko rodowe, pełen gniewu i nienawiści ruszył na trakt, śladami morderców, w jednej ręce dzierżąc Łowcę, a w drugiej chustę tej która ocaliła jego życie.
Rhaer urodził się jako syn wieśniaka. Jego ojciec- Vander nauczył go wszystkiego, co sam potrafił. Wybłagał Lorda Ondrew z rodu Locke, któremu był podległy, aby pozwolił młodemu chłopcu trenować walkę na jego zamku. Oboje, Lord Ondrew i Vander widzieli w nim talent. Ojciec powtarzał mu, że urodził się dla wielkich celów.
Kiedy Rhaer zbliżał się do wieku piętnastu wiosen, Vander zadłużył się, aby móc zapewnić swojemu pierworodnemu szansę na lepsze życie. W dniu urodzin wręczył mu miecz, a następnie Lord Ondrew przyjął go do swojej straży, w której młodzieniec kontynuuje swoje szkolenie. Jego ambicją jest zostanie rycerzem i pomoc swojemu ojcu, który poświęcił wszystko, żeby zapewnić swojemu synu lepsze życie.
Blane Haigh – Młody banita wygnany ze Stark zaraz po tym jak zamordował swego brata chcac zyskac w oczach swego ojca. Pomimo ze jeszcze niedawno byl szanowanym czlonkiem rodu teraz musi uciekac wzasadzie przed wszystkimi. Stara sie zabic cechy charakterystyczne ktore byly mu przez lata wpajane by przestac czuc zal po wygnaniu. Bardzo zaluje wygnania chociaz stara sie tego nieokazywac.
Kim jestem? Powiem wam najpierw kim byłam. Mój ojciec jest jednym z wielu drobnych szlachciców, ma swój zameczek, herb i cholerne zawołanie rodowe. Jakie? A czy to ważne? Od kilku lat z niego już nie korzystam. Naszymi najbliższymi sąsiadami byli Cleganowie. Bardzo dziwni ludzie. Było tam dwóch braci i dziewczynka w moim wieku, Sansa. Z Sansą lubiłam sie bawić, ale kiedyś przyjechaliśmy do nich i stary Clegane mówi, że córka niestety zmarła. Dlaczego tyle o nich mówię? Bo w czternasty dzień imienia mój ojciec powiedział że ma dla mnie prezent. Dostanę męża. Gregora. Greg był niebrzydki, na pewno ładniejszy od swojego brata ale miał w sobie coś takiego co kazało mi trzymać sie z daleka od niego. Pokłóciłam się wtedy z ojcem pierwszy raz w życiu tak na poważnie i na koniec wyrzucił mnie z domu. Bo mówił, że jestem głupią smarkula, która nic nie rozumie, a nasze ziemie leżą blisko siebie i obowiązkiem córki jest się poświęcić dla rodziny. Pytasz, co moja matka na to? Zmarla kilka lat temu rodząc mojego młodszego brata. Coś poszło nie tak i nie przeżyli. No więc zabrałam trochę pieniędzy, konia, jakieś ubrania i pojechałam na południe. U ojca zaprzysiężonym mieczem był Mike, były najemnik. Opowiadał często o drugich synach i stąd wiedziałam, źe dziewczyny też przyjmują. A teraz? Mam 17 lat i właśnie skończył mi się kontrakt. Nie znasz kogoś, kto potrzebuje dziewczyny z mieczem? Wiem jak się nim posługiwać, poważnie.
Albert Greenreed lat 25. Pochodzę z przesmyku a moja rodzina służy Reed’om. Wszyscy moi bracia starali się zostać rycerzami i , jako że los oszczędził im słabej postury typowej dla ludzi z przesmyku, zostawali nimi. Jednak ja urodziłem się inny. Jestem mały i drobny i dlatego rodzina postanowiła zrobić zemnie maestra. Dokonałem tego jestem Maester Albert choć ludzie zwą mnie „Pół maestrem” lub ” Małym uczonym”. Jak na swój wiek wyglądam bardzo drobno i młodo, nie raz brano mnie za przebrane dziecko. Bycie maestrem dało mi dostęp do wielkiej wiedzy, za co jestem wdzięczny losowi. Świetnie się odnalazłem w nowej roli. Mam nadzieje że uda mi się wykorzystać to czego się nauczyłem i połączyć z wiedza mojego rodu. Moje mocno zielone oczy przypominają mi że w mych żyłach płynie starsza krew. Nie mam przydziału i niespecjalnie mnie to martwi. Jest jeszcze tyle tajemnic do odkrycia i tyle wiedzy do przyswojenia. Świat czeka
A jam Ci jest Walda Frey. Walda Frey Starsza. Ino plebs Wam tu namnaża farmazonów wdzięcząc się i opowiadając głupoty o się- to co ja mam wam rzec? Bękartem nie jestem. Jeno gmin bękartów żałuje, tak mawia pan ojciec. Mówią na mnie „Królowa Przeprawy”. Złośliwie mówią- głupia nie jestem… Którejś wiosny przybył wśród komediantów wróż pewien. Taki dziad stary. Z swej sakwy wyjął kości jakie i wszystkim dzieciom pana ojca przyszłość przepowiadał. A że ten rycerzem zostanie, a ta żoną jakiego wielkiego lorda. Gdy na mnie kolej przyszła by w kościach tych świńskich przyszłość mą obaczył to ujął mą rękę i prawił że niebawem koronę nosić będę. Teraz jasne?
Głupia nie jestem, król Robert z Królową Regentką żyli w zdrowiu i na żadną królową się nie wybierałam. Ojciec szarlatana przegnał, gdy ten rękę po złote smoki wyciągnął. Niech by go. Ze trzy zimy już przeszły. Zmarszczki mnie oblazły i włosy białe na moich skroniach. A ja mój wianek trzymam i ożenku czekam.
Pan ojciec kandydatów różnych mi przedstawiał. Rycerzy bez majątku błąkających się po Westeros-Tych u nas bez liku. Niejeden za córką Freya by poszedł. Alem ja nie chciała na poniewierkę za rycerzem się udać. Ojciec opytał czy czasem septą zostać nie zamierzam albo siostrą niemą. Po złości się pytał, bo do bogobojnych ludzi lord Frey nie należy. Cięty język ma ale krzywdy swym dzieciom zrobić nie pozwoli.
Aż tu król Robert na zdrowiu podupadł i zmarł- niech go Siedmiu na drugą stronę poprowadzi. A i królowie namnożyli się jak króliki jakie.
Ojciec nasz królowi północy wierność przyrzekł. A piękny to król- tak powiadają. Młody i jurny. Pani matka jego, ta od Tullych ożenek z nim nam obiecała. Wiem że nasza familia liczna jest i dziewek u nas bez liku. Ale to ja przecie królową mam zostać! I choćbym udusić miała połowę pomiotu, to nią zostanę. Królowa Północy Walda Stark- Pierwsza tego imienia.
……….
Kruki przybyły. Tajemnice jakie lordowie mają lecz i tak po komnatach wszelka służba szepce, że młody król złamał swe słowo i żywot związał z pomiotem jakim z południa. Ciężko uwierzyć w bajanie motłochu jednak. Król swe rządze winien w spodniach trzymać i słowa danemu Lordowi Przeprawy dochować.
Ojciec na ustępstwa poszedł. Choć żem widziała że powieki mu drżą podobnie jak usta. Niech li by ten pomiot z południa Inni pochłonęli. A ja i za wdowca iść mogę.
……….
Roslin stęka i majaczy bo Stark w ramach przeprosin wuja jej obiecał. Mała głupia Roslin… Pląta się pod nogami i do pstrągów przekonuje, bo w Rivverun tylko to podobno jedzą. Głupia słodka Roslin. Przygotowania do wesela już trwają, mistrale przybyli, a ojciec chyba wszystkie świnie w Westeros kazał ubić. Ona zostanie żoną lorda a ja wciąż na mego króla będę czekać…
……..
Pół nocy słychać było wrzaski. I nie była to bynajmniej Roslin tracąca swe wiano. Wilki jakie wyły, jakby Bliźniaki były oblegane. Ojciec kazał się uchować do komnat, lecz gdy stal ucichła wyszłam by przyuważyć co się wydarzyło. Krew była wszędzie. Służba jeszcze uprzątnąć rzezi nie skończyła, choć trupy przeniesiono na kopiec przy dziedzińcu. Nie żal mi wiarołomców. Nie żal…
W głównej komnacie, gdzie uczta się odbywała błysło coś nagle pod stołem. Chwyciłam to za pazuchę i naraz do swych komnat wróciłam. Wróż nie łgał jednak. Już jakiś czas w koronie chodzę lecz ino po moich komnatach, by wzroku i zazdrości wśród służby i braci nie budzić. Królowa Walda…
Dobra łajzo pisaj bo list muszę nabazgrać, a ni cholera ni wiem jak. Jeno mi słówko w słówko to rób ! Bo czytać to ja umim ! Jak mie coś przekręcisz albo jakimiś trudnymi słowami będziesz pisał to mi się rączka omsknie i oko ci wydłubię.
No to pisaj ! Jam jest Anzelm syn Brunona co to z takiej zadupiałej wsi pochodzi, że nawet nazwy nie miała. Jak żem młody był, czyli jak ci jeszcze stary Stark po ziemi chadzał zanim to go ten no Stuknięty Król nie zarżnął, to całymi dniami w polu robiłem. „Anzelm wstawaj i do roboty !” wrzeszczał ojczulek psia jego mać co rano. Nie dziwota chyba żem takiego życia no cholernie nie znosił. Ale się rozeźliłem przez wspominki o moim starym. Johan podajże no tą siwuchę. Ach od razu lepij, dobra na czym to ja ach tak. No to życia tego swojego i starucha tom nie znosił. No więc nie dziwota, że jak się okazja znalazła to zwiać postanowiłem. Wojna się zbliżała, wszystkie ludzie niespokojne byli bo to wiadomo, że jak wojna to zaraz żarcie rozkradać będą i kobiety gwałcić. No i pewnego dnia przyszła ta wojna do nas. Taki widoczek to był piękny. Aż miło się patrzyło na tych wszystkich paniczyków w tych lśniących, wyczyszczonych zbrojach. Dziś człek wie, że to jeszcze przed bitką szli, ale wtedy smarkatym się było i myślało się, że Pany to zawsze się tak świecą i złotem srają stąd takie bogactwa mają. No tośmy się z Grubym, znajomym z lat młodości, dogadali i za armią poleźli. Gruby to synem kowala był, a ja się na płatnerstwie trochę znam bo mie dziadzio, niech Siedmiu ma go w swej opiece, jeszcze uczył. Tośmy z Grubym wzięli kosy, żeby to mieć się czym bronić i o sprzęt kilku biedniejszych paniczyków dbać poczęliśmy. Oni to w zamian z głodu nam zdechnąć nie pozwolili. Potem się dowiedzieliśmy, że przeciwko królowi idziemy, ale myśmy z Grubym przygody szukali. Tutaj zawsze się bije ktoś z kimś i tak prawdę mówiąc nas chłopów to raczej mało zawsze obchodzi, bo nieważne którzy i tak jak do wsi wejdą to zawsze terror i chaos szerzą, ludzi wyżynają żywność rozkradają i kobiety gwałcą. Więc jak woje szli będą Felixie to siekierę bier do łapy i z mamą do lasu co prędzej uciekaj ! Żeby to się Wam żadna krzywda nie stała. Na czym to ja, a tak. Prawdę ci powiem, że ta wojna to całkiem spokojnie nam z Grubym przebiegła. Panicze się tam nam wielokrotnie zmieniali, ale tak to cały czas swoją robotę żeśmy wykonywali i niebezpieczeństwa żeśmy zwinnie unikali. Jak się coś kroiło to w las, a potem wracaliśmy i pomagaliśmy się pozbierać reszcie. Może i paniczyki to by tchórzliwym nazwały, ale cóż za uczciwość jak ty z kosą stoisz, a na Ciebie konny z toporem najeżdża ? Ostatnim paniczem, któregośmy z Grubym mieli i z którym do dziś jeszcze jestem, był Lord Thomas Dustin. To ten co nosi dwa topory z koroną na żółtym tle. Co prawda lordem to on nie jest, ale że jest paniczykiem to go tak tu zowiemy. No to Lord Dustin na wojnie stracił już za duży, nie chce o tym zazwyczaj gadać, ale po prostu no coś w nim pękło i stwierdził, że chrzani to wszystko. No to nam zaproponował, żebyśmy chrzanili to wszystko razem z nim. Obiecał dobry zarobek no tośmy z Grubym poszli na to. Za dezercję to się ogólnie łeb traci, więc po lasach raczej żyliśmy i dopiero rok później żem się dowiedział, że tą wojnę to żeśmy wygrali. No ale wracając do Lorda Dustina to zaczął nas w wojaczce szkolić. Było nas łącznie ze 40 z czego 10 to paniczyki były, 20 to jacyś tam woje, no a reszta to tacy jak ja i Gruby, czyli głównie rzemieślnicy i służba. No to tą naszą 10 walczy trza było nauczyć, bo jak to mawiali „Mieczem to jak cepem machamy”. W życiu pewnie żaden cepa w łapie nie miał to nie wie, że to też tak prosto nie idzie. No ale tak nas szkolili z jedną wiosnę, a sami na wypady jeździli. Grubemu wykuć dla mie kazali taki topór potężny co to by go normalny człowiek w jednej ręce nie utrzymał, ale na dwie to jednak za lekki. No bo nie wiem czy synek pamiętasz, ale ja to chłopi jestem wielkie i silne. Gruby to zawsze powiadał, że jak niedźwiedź wyglądam z tą swoją długą, brązową brodą. W między czasie to się nasza grupka aż do jednej kopy się rozrosła. Ale nie na długo bo pierwszy nasz wypad to porażka była. Pamiętaj na przyszłość synek, jak się leją wokół Ciebie na krwawej bitce o życie i śmierć to już nie jest tak zabawnie. Na moich oczach jakiś rycerzyk Grubemu łeb na pół rozpłatał, a ja mu za to moim toporem łepetynę odrąbałem. Ale tak to już jest jak się zarabia na tym, że jeden Pan z drugim o miedzę się pokłócą i wojów potrzebują by konflikt swój rozwiązać.
Paca najmura może do lekkich nie należy, ale mnie satysfakcjonuje, a ty synek to już na tyle duży by historię tę poznać ! Chyba ze 3 wiosny żem Ciebie nie widział i pewnie nie prędko zobaczę bo w powietrzu nowa wojna wisi i zaraz pewno do boju ruszać będziem. Porobiło się teraz, a porobiło, świat zwariował. Czterech królów mamy synek ! Tym paniczynom to się w rzyciach już poprzewracało. Pilnuj matki i tak jak mówiłem, jak wojsko zobaczysz to biegiem w las! Bo nic dobrego ci oni nie przyniosą.
Mały chłopiec patrzył jak wioska płonie. Myślał, że w końcu znalazł schronienie przed szalejącą wokół wojną. Wojną wielkich panów i szlacheckich rodów, która najmniej dotyczyła właśnie ich, prostych ludzi i która dopadła go i tutaj. Płomienie łapczywie pochłaniały drewniane ściany domostwa, w którym stara, pomarszczona zielarka jeszcze wczoraj dawała mu ciepłą zupę. Teraz jej martwe ciało, tak jak wszystko wokół, trawił nigdy nienasycony ogień. Czy tam w płomieniach chłopiec dostrzega twarz matki? Nie, to musi być tylko złudzenie. Tak jak złudzeniem wydaje się nadzieja lepszego jutra…
***
Aerys Targaryen już dawno nie żyje. Umarł król, niech żyje król, wołali. Wojna się jednak nie skończyła. Ona nigdy się nie kończy. Armie wielkich panów ustąpiły miejsca szpiegom, zdradom i małym waśniom pomniejszych rodów, z których każdy walczy o nic nieznaczące uznanie i zaszczyty. Mały chłopiec stal się mężczyzną i porzucony przez wszystkich nauczył się, jak radzić sobie w tym świecie. Kiedy któryś z panów potrzebuje kogoś, kto zamiast niego zaleje swoje ręce czyjąś krwią, zjawia się on. Przez wiele ostatnich lat tym się właśnie zajmował. Szybko, sprawnie, a potem znikał, zanim ktokolwiek zaczynał go szukać. Jakby nigdy nie istniał, nigdzie i dla nikogo. I teraz, w przededniu kolejnej wojny, panowie pomniejszych rodów jeszcze bardziej potrzebują jego usług.
***
Mężczyzna stał na granicy lasu trzymając w ręku pochodnię. Nocne niebo oświetlała łuna płomieni, które trawiły wioskę jednego z lordów wasalów Lannisterów. Patrzył, jak kolejne chaty znikają w szalejącym ogniu, jak milkną ostatnie krzyki ofiar. Wojna nie zna litości dla zwykłych ludzi. Za litość nikt na wojnie nie płaci. Ostatni raz jeszcze spojrzał na rozszerzający się krąg ognia. Odwrócił się, ale zamiast spojrzeć w gęsty las, dostrzegł stojącego przed nim małego chłopca. Chłopiec nie patrzył się na niego. Oczami błądził po płonących chatach, po czymś, co jeszcze przed chwilą było jego domem. Mężczyzna w oczach chłopca, zobaczył samego siebie…
Nazywam się Benedykt. Pochodzę z rodziny Ironfist i jako czwarty syn wyznaczono mi rolę septona. Jako posłuszny syn pogodziłem się z wyznaczoną mi rolą i wielu myśli że mi to odpowiada. Jestem duży i postawny, wręcz otyły, podpieram się ciężką laską i lekko utykam. To po upadku z konia – mówię pytającym. Podśmiewują się ze mnie i kiwają głową że rodzina podjęła słuszną decyzję. Nie znają Prawdy! A brzmi ona że świat jest skarżony i wymaga naprawy. Prawd objawił mi MISTRZ i służę mu wiernie. Jestem każącą ręką Boga. Moja ciężka laska odebrała życie większej ilości ludzi i kobiet niż miecz niejednego rycerza, zresztą dla mnie nie ma różnicy arystokrata czy plebejusz. Jeśli takie są wytyczne Mistrza to potrafię zgładzić każdego. Mój nie groźny wygląd mi pomaga. Liczę że spotkam ludzi którzy będą godni poznać Prawdę i dołączą do naszej grupy.
Bardzo dziękujemy wszystkim za udział w konkursie, wyniki już wkrótce ;)
Najwyższy czas na rozstrzygnięcie naszego konkursu – nagrody otrzymują
Everville, Tulippa, Shee’va, IronFather i Grimisdal
Gratulujemy! ;)
(sprawdźcie swoje skrzynki pocztowe)
IronFather, maile do Ciebie nie dochodzą :(
No normalnie zawsze działało, Koryś nie narzekał ;). Podaje teraz drugi , powinien działać.
Grimisdal, Twój mail również nas nie lubi i odmawia współpracy ;)