Seria „Królowie przeklęci” nie jest obca fanom Pieśni Lodu i Ognia. George Martin od lat w wywiadach konsekwentnie podkreśla swoją sympatię dla dzieła Maurice’a Druona, doceniając żywą akcję pełną niespodziewanych zwrotów i wskazując, że prawdziwa historia ma do zaoferowania znacznie więcej niż literatura fantasy. Po rekomendacji Mistrza – z której zresztą nasz wydawca skorzystał, zamieszczając odpowiedni slogan na okładce oraz poprzedzając kolejne tomy wstępem pióra G. R. R. Martina – nie można było nie sięgnąć po książkę. Zwłaszcza, że Wydawnictwo Otwarte zlitowało się nad polskim odbiorcą (lub jak kto woli: dobrze wyczuło koniunkturę na rynku) i wznowiło cykl. Chwała im za to, bo skompletowanie wcześniejszych wydań graniczyło z cudem.
W pierwszym tomie akcja rozkręcała się powoli. Owszem, były intrygi, zaczęła się rywalizacja o władzę i wpływy, ale przynajmniej z początku człowiek mógł się zastanawiać, czym u licha ten Martin tak się zachwycał. Lektury nie ułatwiała stylizacja językowa (pamiętamy, że mamy do czynienia z powieścią historyczną), ale po pewnym czasie akcja wciągała na tyle, by przestać zwracać uwagę na afektowane wypowiedzi niektórych bohaterów. Jeśli już o bohaterach mowa – fan „Gry o tron” jest przyzwyczajony do mnogości pierwszo, drugo i trzecioplanowych postaci oraz setek obco brzmiących nazwisk, przewijających się przez powieść, ale przyznaję, że przez pierwsze rozdziały byłam nieco zdezorientowana, kto jest kim i jak jest spokrewniony z pozostałymi bohaterami. Wprawdzie na końcu książki znajdziemy drzewa genealogiczne ważniejszych rodów, ale zaglądanie tam jest podobne do wertowania kolejnych tomów Pieśni Lodu i Ognia, gdy nie skończyło się jeszcze poprzedniego. W rezultacie człowiek znienacka dowiaduje się, kto w którym roku umarł. Owszem, do bohaterów „Królów przeklętych” również nie należy się emocjonalnie przywiązywać.
Jeśli pierwszy tom powoli oplatał czytelnika intrygami, angażując w dworskie wojenki i konflikty między możnymi tego świata, to tom drugi od razu wrzuca odbiorcę w akcję, w której stawką jest tron, a walczący nie cofną się przed niczym, by w tej potyczce zwyciężyć. Przekupstwa i podstępy są dla naszych bohaterów codziennością, podobnie jak szantaże i nagłe zmienianie stron. Wielu nie zawaha się przed zamordowaniem przeciwnika lub całkiem niewinnych osób, które miały pecha znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Wprawdzie bohaterowie „Królów przeklętych” zdobywają się od czasu do czasu na chwilę refleksji, zastanawiając się, na ile posiadana władza wpływa na deprawację osób rządzących, ale nie rzutuje to na ich dalszym postępowaniu. Naturalnie, nie tylko intryganci zaludniają karty powieści. Jak dobrze poszukać, znajdziemy trochę pożytecznych idiotów, poczciwych dworzan, wiernych żołnierzy, swarliwą teściową lub sympatycznego młodzieńca, ale na plan pierwszy wybijają się bohaterowie, którzy czynnie uczestniczą w wydarzeniach politycznych. W Pieśni Lodu i Ognia mamy dwóch mistrzów intrygi, w „Królach przeklętych” knują niemal wszyscy, niezależnie od wieku i urodzenia. Manipulacje i walka o władzę nie są tam wyłącznie domeną mężczyzn, kobiety grają o tron używając wszelkich dostępnych sobie środków i nietrudno dojść do pochopnego wniosku, że przy hrabinie Mahaut d’Artois nasza Cersei Lannister to niewinna dzieweczka.
Zaskakująca z początku mnogość bohaterów znajduje z czasem uzasadnienie, postacie wchodzą z sobą w dość zaskakujące relacje i nie można autorowi zarzucić, że jakiegoś bohatera wprowadził niepotrzebnie. Maurice Druon ma zresztą zwyczaj wybiegać od czasu do czasu do przodu z akcją, informując, ile lat życia zostało danej postaci, względnie co ją w niedalekiej przyszłości spotka. Zabieg ten raczej intryguje niż irytuje, chociaż są chwile, gdy czytelnik ma nadzieję, że może tym razem będzie jednak inaczej i autorska zapowiedź się nie spełni. Daremnie.
Na plus należy też autorowi policzyć to, że nie opisuje drobiazgowo wszystkich wydarzeń, dokonując przemyślanej selekcji, efektem czego mamy szczegółowo opisane kolejne dni, a tuż obok całe lata podsumowane zaledwie kilkoma akapitami.
Dla przeciętnego polskiego czytelnika średniowieczna Francja jest uniwersum – mam wrażenie – dość abstrakcyjnym. Kojarzymy dzieła Mistrza Le Goffa (który zresztą poświęcił obszerną pracę przywoływanemu często w powieści Świętemu Ludwikowi) i innych historyków z kręgów Annales, słyszeliśmy o wojnie stuletniej, Karolingach i Kapetyngach, ale nie mamy pojęcia o politycznych rozgrywkach na królewskim dworze. Pomijając osoby zafascynowane historią Francji, przeciętny czytelnik nie zdaje sobie sprawy, kto i kiedy zasiadał na francuskim tronie oraz w jakich okolicznościach został ukoronowany. I między innymi dlatego dajemy się wciągać bez reszty w snutą przez Druona opowieść. Trudno ocenić, ile w niej fikcji, a ile (ubarwionej) prawdy historycznej, ale wygląda na to, że popularna teza, iż najlepsze scenariusze pisze samo życie, potwierdza się po raz kolejny.
Dla Amerykanina „Królowie przeklęci” mogli być objawieniem, historia Stanów Zjednoczonych zaczyna się dużo, dużo później, a wieki średnie mogą faktycznie przypominać realia znane z powieści fantasy. Dla czytelnika europejskiego relacja z walki o władzę nie będzie już takim novum, bo gdy zagłębimy się w historię średniowiecznych państw europejskich, to napotkamy tam na wypadki nie tak odległe od tych opiewanych przez Druona. Być może zaskoczeniem będzie świadomość, że historia jednego z największych królestw (a także dzieje papiestwa) daleka była od bezbarwności lansowanej przez szkolne podręczniki. Tam wszystko się kotłowało, grały namiętności, obracano potężnymi pieniędzmi, dopuszczano się zdrad i krzywoprzysięgano, szantażowano i mordowano. W walce o władzę nawet idealiści szybko tracili niewinność, jedno kłamstwo pociągało za sobą kolejne, a więzy krwi wcale nie gwarantowały bezpieczeństwa. Maurice Druon opisał te historie w sposób przepełniony pasją, zmieniając nudne historyczne referaty w historie, od których nie sposób się oderwać.
Maurice Druon
„Królowie przeklęci” t. II
(zawiera tomy „Prawo mężczyzn” i „Wilczyca z Francji”)
wyd. Otwarte
Kraków 2015
str. 606
cena 49,90 zł
Asia Witek
Dziękujemy Wydawnictwu Otwarte za udostępnienie książki do recenzji.