Miejsce 5 – Brak łasicowej zupy i innych charaktetystycznych motywów:
Wątek Aryi w Harrenhal wypadł w serialu całkiem nieźle. Jaqen H’ghar został wybrany fantastycznie – dorobił się w końcu licznego (przede wszystkim damskiego) fandomu. Zabrakło jednak w Harrenhal jednego z bardziej rozpoznawalnych książkowych motywów – łasicowej zupy. Realizacja tej książkowej sceny byłaby pięknym domknięciem wątku pobytu Starkówny w Harrenhal.
Arya podczas pobytu w Harrenhal była nazywana Łasicą. Jej łasicowa zupa to fortel, który zastosowała, by pomóc bratu w wojnie z Lannisterami. Książkowa Arya nie poprosiła Jaqena H’ghara o pomoc w ucieczce, tę zapewniła sobie sama trochę później. Arya poprosiła Mordercę Bez Twarzy o pomoc w uwolnieniu żołnierzy Północy, którzy byli więzieni w Harrenhal. W tym celu Arya jako służąca wylała wrzącą zupę na lannisterskich żołnierzy znajdujących się w pobliżu cel. Po odwróceniu uwagi – nastała jatka, a wyzwoleni żołnierze dali radę przejąć nocą Harrenhal. Od tego czasu zamek był pod kontrolą Boltonów. Biedna Arya nie wiedziała jeszcze, że ich podległość względem Robba jest tylko pozorna…
Zapewne twórcy zrezygnowali z tej sceny ze względów budżetowych – bez niej domknięcie wątku Harrenhal wypadło dość kameralnie. Możliwe też, że scenarzyści nie chcieli jeszcze na tym etapie zaznaczać mrocznej natury dziewczynki, która od tego czasu zaczęła coraz bardziej poddawać się swym morderczym zapędom…
Osobiście ubolewam również nad brakiem słynnej sceny z brzoskwinią, w której została zaznaczona kwintesencja relacji pomiędzy młodszymi braćmi Baratheon. Stannis postawił ultimatum młodszemu bratu. Renly miał dwa wyjścia. Albo zostać zniszczonym, albo oddać hołd Stannisowi. Książkowy Renly odwdzięczył się starszemu bratu symbolicznym głupstewkiem. Podarował mu brzoskwinię. Niby nic nieznaczący gest, jednak scena ta miała charakter symboliczny. Stannis kochał brata jeszcze na długo po jego śmierci. Podczas licznych dni spędzonych w samotni Prawowity Król Westeros często rozmyślał o brzoskwini brata. Nigdy jednak nie rozgryzł do końca tego gestu…
Sądzę, że każdy z czytelników ma takie swoje małe ulubione książkowe motywy, które naprawdę bardzo chciał zobaczyć na ekranie. Można się jednak bardzo rozczarować tym, że twórcy rezygnują z takich scen, pomimo że wcześniejsze prowadzenie wątku w żaden sposób nie wskazywało na to, by takie cięcie miało zostać przeprowadzone.
Miejsce 6 – Mance Rayder, Król-Którego-Prawie-Nie-Ma:
Siedem minut czasu antenowego na sezon dla uwielbianego Króla Za Murem? To są chyba jakieś żarty! Rozmowy Mance’a Raydera z Jonem Snowem to mocny punkt książki. Czytelnik ma okazję poznać charyzmę i mądrość życiową byłego zwiadowcy Nocnej Straży. W serialu Ciaran Hinds wypada wyśmienicie jednak możemy mieć spore zastrzeżenia, że jest go po prostu bardzo mało, przez co widz nie ma nawet okazji, by zżyć się z jego postacią.
Warto też porównać charakter obu realizacji tej postaci. Książkowy Mance Rayder to idealista, typ barda i gawędziarza. Wolnych Ludzi urzekł nie siłą fizyczną, lecz charyzmą. Jon Snow oddał pokłon przed wszystkimi Dzikimi poza Mancem. Nie przypuszczał po prostu, że słabo zbudowany grajek z kąta sali może być dowódcą Dzikich. Król Za Murem urzeka swoimi opowieściami. Najbardziej utkwiło mi w głowie jego wytłumaczenie motywów przystąpienia do Dzikich. Nie zrobił tego dla korony i kobiet. Zrobił to dla kolorowego płaszcza, który miał za sprawą Wolnych Ludzi. Mance, będąc jeszcze w Nocnej Straży, został ranny. Dzicy zajęli się nim i załatali jego płaszcz. Po powrocie na Mur Lord Dowódca zabronił Mance’owi paradowania w kolorowych ubraniach. Od tego dnia Mance Rayder postanowił, że nikt więcej nie będzie mu już dyktował zasad ubioru.
Serialowy Król Za Murem to taki postawny, trochę mrukowaty chłop. Gdzie mu do uroku książkowego pierwowzoru? Koloryt książkowego pierwowzoru wprost urzekał, a tymczasem jego serialowy odpowiednik pod względem wyglądu niczym charakterystycznym się nie wyróżnia. Na te uproszczenia względem charakteru tej postaci byłoby można przymknąć oko, gdyby tylko widz miał okazję lepiej poznać tę postać.
Miejsce 7 – Późne wprowadzenie Ramsaya:
Wprowadzając postać sadystycznego bękarta Roose’a Boltona dopiero w 3 sezonie, twórcy zrezygnowali z jednego z lepszych zwrotów akcji całej Sagi. Ramsay Snow powinien pojawić się już wcześniej w Winterfell. Jako skazaniec podszywający się pod swojego sługę o imieniu Fetor.
Fetor był przyjacielem Ramsaya cierpiącym na przykrą dolegliwość – smród, którego nie była w stanie zbyć jakakolwiek kąpiel. Sługa bękarta był wiernym towarzyszem jego mrocznych zabaw. Zmarł w słusznej sprawie – podarował swemu panu fałszywą tożsamość, dzięki której ten uniknął wyroku śmierci. Theon po przejęciu Winterfell wyzwala skazańców i wciąga ich do swoich szeregów. Ramsay szybko zdobywa zaufanie Theona, po czym zdradza go i obezwładnia. Bękart Boltona po szeregu tortur nazywa Theona Fetorem właśnie na pamiątkę swego zmarłego kompana. Zresztą – Theon za sprawą braku kąpieli zaczyna po czasie pachnieć podobnie.
W książce Ramsay i Theon znikają na jakiś czas po wątku w Winterfell – wracają dopiero dwa tomy później, przez co czytelnikowi odpuszczone zostają sceny tortur w Dreadfort. Czytelnik ma okazję wrócić do śledzenia losów Theona dopiero w momencie jego całkowitego „sfetorzenia”. Bardziej wrażliwi czytelnicy nie musieli przechodzić wspólnie z Theonem przez szereg nieprzyjemnych tortur mających na celu wpojenie więźniowi nowej tożsamości.
Miejsce 8 – Stereotypowe przedstawienie postaci o odmiennej orientacji seksualnej:
Martin zadbał o to, by w stworzonym przez niego uniwersum nie zabrakło miejsca dla osób o odmiennej orientacji. Trzeba jednak otwarcie w tym miejscu Martinowi przyznać, że jego podejście do tego typu postaci jest dużo bardziej interesujące niż to, co zrobili w tej kwestii twórcy.
Spójrzmy na sztandarową parę homoseksualistów – Renly’ego i Lorasa. W książce łączące ich uczucie było głębokie do tego stopnia, że Loras po śmierci ukochanego przywdział biały płaszcz, gdyż po stracie najbliższej osoby był już przekonany, że nie będzie chciał się już nigdy z nikim związać. „Kiedy słońce zgaśnie, nie zastąpi go świeca…” – tak myślał książkowy Loras. Tymczasem serialowy rycerz kwiatów bardzo szybko znajduje sobie pocieszenie po stracie ukochanego. Co więcej – nie widać po nim, by w jakiś sposób tęsknił za Renlym. Nie czuje żadnych oporów przed nawiązywaniem przygodnych znajomości.
Stereotypowe jest również serialowe zarysowanie obu tych postaci – Renly i Loras sprawiają wrażenie dwóch wymuskanych paniczów zainteresowanych wyłącznie ubraniami. Scenarzyści nie skupili się na tym, by zaznaczyć charyzmę Renly’ego bądź też niebywałą biegłość rycerską Lorasa. Zamiast tego woleli skupić się na scenach wzajemnej depilacji i tym, by zaznaczyć jak bardzo homoseksualny mężczyzna brzydzi się widoku krwi.
Osoby biseksualne w serialu z kolei mają w zwyczaju nie opuszczać nigdy domów rozkoszy. Serialowy Oberyn wraz z swą faworytą Ellarią powinni zameldować się w burdelu Littlefingera, gdyż można odnieść wrażenie, że ta para stamtąd praktycznie nie wychodziła. Niewątpliwie Oberyn i Ellaria lubili sobie czasem urządzić orgię, jednak urok tej dwójki był na tyle duży, że nie musieli robić z siebie stałych klientów domów rozkoszy. Na całe szczęście twórcy zrezygnowali z kontynuowaniem flirtu pomiędzy Oberynem a Lorasem – skończyło się na symbolicznym puszczeniu oczka, choć niektórzy bali się o to, że scenarzyści wpadną na dziwaczny pomysł skojarzenia tej dwójki.
Miejsce 9 – Królowie bez poddanych i inne „konieczne” cięcia:
Cięcia obsady przy takiej liczbie postaci są nieuniknione. Wielka szkoda, że twórcy znajdują czas i pieniądze na niepotrzebne wprowadzanie prostytutek zamiast choćby lekkiego rozbudowania królewskich świt. Można zrozumieć konieczność cięć obsadowych, jednak trochę drażni to uzasadnienie w momencie, gdy widzi się, jak bardzo twórcy nie szczędzą pieniędzy na to, by serialowe domy rozkoszy były wypełnione po brzegi roznegliżowanymi paniami.
Serialowy Robb Stark poza rodziną jest otoczony wyłącznie zdrajcami. Brakuje wiernych Lordów Północy, którzy po Krwawych Godach długo jeszcze chowają urazę wobec winnych zamordowaniu Króla Na Północy. W końcówce 1 sezonu mogliśmy zobaczyć u boku Robba świetnego Greatjona Umbera. Szkoda, że zniknął on zupełnie wraz z wprowadzeniem Roose’a Boltona i Rickarda Karstarka. Gloverowie, Mormontowie i Manderly również, by się przydali. „Północ pamięta!” to ważne hasło wśród północnych lordów. Jacyś statyści grali ich role jeszcze w pierwszym sezonie, jednak zabrakło ich już podczas Krwawych Godów, przez co ewentualny wątek przyszłego spiskowania lordów przeciwko Boltonom już nie wypadnie tak interesująco.
Podobny los spotkał Stannisa Baratheona. Przydaliby się u jego boku choćby podstępni Florentowie, gdyż po obejrzeniu serialu można odnieść wrażenie, że jedynymi doradcami Stannisa są Davos i Melisandre. Brakuje błazna Plamy, którego obłąkańcze monologi mogłyby pozytywnie wpłynąć na klimat całego serialu. Brakuje też tego, by przynajmniej jeden rycerz Stannisa został wspomniany z imienia – chociażby taki lubiany przez czytelników Massey.
Nieco inny los spotkał serialową Daenerys – ta akurat nie może narzekać na brak ludzi u swojego boku. Ma Barristana, Joraha, Daaria, Szarego Robaka i „nieco” podstarzoną Missandei. Szkoda tylko, że w wątku Smoczej Królowej jest nadzwyczaj mało polityki – większość jej czasu antenowego schodzi w zasadzie na nieistotne wątki miłosne, z czego jeden z nich (Szary Robak i Missandei) jest wzięty absolutnie z kosmosu. Twórcy mogliby lepiej zarysować sytuację polityczną w Meeren, wprowadzając chociażby Zieloną Grację bądź innych możnych z tego miasta. Bez tego można odnieść wrażenie, że wielką politykę uprawia się wyłącznie w Westeros.
Miejsce 10 – Brak Dzielnych Kompanionów:
Dzielni Kompanioni to grupa zabijaków z całego świata, wynajęta przez Tywina Lannistera celem terroryzowania Dorzecza. Złośliwi zwykli nazywać ich Krwawymi Komediantami, choć oni sami nie tolerowali tego przydomka. Krwawi Komedianci lubowali się w zbędnej przemocy i hobbystycznych amputacjach kończyn. Jedynymi serialowymi pozostałościami po tej radosnej ekipie są eks-maester Qyburn oraz Locke.
Locke (chorąży Roose’a Boltona) to marny substytut Vargo Hoata – przywódcy Dzielnych Kompanionów. Kozioł (taki był jego przydomek) przerażał przemocą i bawił seplenieniem. Krwawi Komedianci mieli pecha w wybieraniu właściwych stron. Zdradzili Lannisterów na rzecz Boltonów, którzy później przeszli na stronę Lannisterów. Z oprawców stali się ofiarami – Lord Bolton uczynił ich głównymi winnymi okaleczenia Jaimego Lannistera, samemu wychodząc z tego obronną ręką. Rezygnacja z tego wątku rodzi pewne nielogiczności. Dlaczego chorąży Boltona zdecydował się na taką samowolkę jak odcięcie dłoni Królobójcy? Skąd wziął się Qyburn wśród zabitych żołnierzy z Harrenhal? Dlaczego Tywin nie zadbał o to, by osoba odpowiedzialna za okaleczenie syna została ukarana? Pytania bez odpowiedzi.
Miejsce 11 – Wybielanie niektórych postaci:
Twórcy dbają o to, byśmy nie zniechęcili się do ich ulubionych postaci. Wielka szkoda, bo postacie Martina słyną właśnie z tego, że nie są kreślone w biało-czarnych barwach. O ile na zredukowanie lubieżności Tyriona względem Sansy można przymknąć oko, o tyle problem zaczyna powstawać przy zbyt cukierkowej kreacji Shae. Serialowa Shae jako zamorska prostytutka zdaje się być przez większość czasu najprzyzwoitszą kobietą w całej stolicy. Tym bardziej może dziwić jej nagła późniejsza zmiana frontu, która psychologicznie w żaden sposób się nie broni. Tyrion chciał ochronić Shae i przez to ją odesłał, a ta w ramach „wdzięczności” pogrążyła go na procesie. Nie przekonuje mnie to, już zdecydowanie bardziej wolałbym, gdyby Shae od początku była kreowana jak na pannę negocjowalnego afektu przystało.
Warto zwrócić przy okazji tego punktu uwagę na Cersei Lannister i kwestię wymordowania królewskich bękartów. To Cersei zleciła Złotym Płaszczom odnalezienie i zabicie wszystkich bękartów po zmarłym Robercie Baratheonie. Królowa chciała w ten sposób ochronić syna-potwora Joffreya. Twórcy poszli na łatwiznę i uciekli od niejednoznaczności. Zbrodnia została przypisana skłonnemu do okrucieństwa Joffreyowi. Scenarzyści z dziwnego powodu mają tendencję do wybielania postaci Złotej Królowej – w książkach miała licznych kochanków, a w serialu wdała się w przelotną znajomość wyłącznie z Lancelem, o którym i tak nikt już nie pamięta. Z nieznanych przyczyn twórcy zdecydowali się na to, by nie było tak bardzo widoczne to, że Cersei pogrywa sobie ze swym bliźniaczym bratem.
Miejsce 12 – Loras pozbawiony rodzeństwa, czyli ponownie o kwestii cięć:
Tyrellowie w książkach stanowią całkiem liczną rodzinkę. Loras, poza siostrą Margaery, ma jeszcze dwóch starszych braci – Garlana i Willema. Twórcy poszli na łatwiznę i pomniejszyli Lorasowi rodzeństwo. Ma to sens – można wciągnąć do wątku swatów homoseksualnego Lorasa. Stwarza to przecież niewyczerpane źródło żartów. Z drugiej strony – serialowi Tyrellowie są przez to w nieciekawym położeniu, gdyż ciągłość męskiej linii rodu uzależniona jest od syna-geja. Iście dramatyczna sytuacja! Szkoda. Bracia Lorasa mogliby chociaż pozostać w fabule jako młodsi bracia Lorasa (nie musieliby ich nawet pokazywać), bo w innym przypadku przyszłość rodu jest bardzo niepewna…
W tym miejscu zapalam wirtualnego znicza w intencji wyciętych – [*]. Gruby Belwasie, Cytrynie, Tomie Siedem Strun, błaźnie Plamo, na zawsze pozostaniecie w wyobraźniach czytelników! Jeszcze bardziej przygnębiające jest to, że grono wyciętych jeszcze bardziej powiększy się po 5 sezonie, gdyż od tego momentu twórcy odważą się nawet na wycięcie postaci, które w książkach miały swoje osobne rozdziały. Arianne, Victarionie, Jonie Conningtonie – czy twórcy sobie jeszcze o was przypomną?
Miejsce 13 – Daenerys w Domu Nieśmiertelnych i inne prorocze motywy:
Uboga w serialu była ta wizyta. W książce – obszerny rozdział zawierający wiele symbolicznych obrazów, które do dziś są interpretowane przez czytelników. Ze słynnych wizji Daenerys nie pozostało absolutnie nic.
Twórcy zdecydowali się jedną autorską symboliczną wizję – Daenerys sama w sali tronowej przysypanej śniegiem. Wymowne. Książkowe obrazy bardziej jednak do mnie przemówiły. Było można wprowadzić choć jedną książkową wizję kosztem ckliwej sceny Daenerys rozmawiającej ze zmarłym mężem bawiącym dziecko. To naprawdę było niepotrzebne. Zamiast tego było można pokazać chociażby wróżbę o trzech smoczych jeźdźcach albo wprowadzić wątek trzech zdrad w obozie Daenerys. Wówczas sama scena w Domu Nieśmiertelnych wypadłaby znacznie bardziej przekonująco.
Problem ten dotyczy również innych tego typu scen – Martin lubi w ten sposób pogrywać sobie z czytelnikami. Lubi wprowadzić jakąś wróżbę bądź proroctwo, po to by czytelnicy mogli latami dyskutować nad ich prawdziwym znaczeniem. Scenarzyści sukcesywnie rezygnują z niektórych fantastycznych motywów, jednak uważam, że niektóre proroctwa powinny w serialu pozostać, gdyż ich treść miała wpływ również na rozwój samych postaci.
***
Powyższy artykuł dotyczy wyłącznie sezonów 1-4. Zmiany wprowadzone przez scenarzystów w piątym sezonie „Gry o tron” zasługują na bliższe pochylenie się nad nimi w osobnym tekście.
***
Kamil Gołdowski
Autor oprócz fascynacji światem Lodu i Ognia prowadzi fanpage poświęcony słowiańszczyźnie: My Słowianie – obyczaje, język kultura i jest współautorem serwisu Slawoslaw.pl
Artykuł stanowi rozbudowaną wersję tekstu pierwotnie opublikowanego na stronach http://onlygoodfilms.pl
Dodałabym jeszcze nagminny brak wilkorów oraz słabą charakteryzację Trójokiej Wrony.
Świetnie piszesz, tylko błagam, zwracaj uwagę na powtórzenia, bo mojemu wewnętrznemu poloniście aż się serce kraja jak je wszystkie widzę._. A jest co czytać, więc postaraj się ;)